Siedzę właśnie w pociągu z Wrocławia do Poznania (właśnie, czyli w momencie pisania tego w postu). Godzinę temu zjadłem śniadanioobiad. W Karate Fighting Cziken. I mam wyrzuty sumienia. Tylko B-Smart. Ale XL. Tylko twister i frytki. Ale z sosem majonezowo-czosnkowym. Tylko 800 kcal, ale to jednak trash food. To wszystko wina Mojej Niebiegającej Kobiety (bo ktoś winny być musi, a wina zawsze leży po dwóch stronach: żony i teściowej), bo przez nią dzięki niej żarcie w Karate Fighting Cziken mam za darmo. Eh… Trzeba będzie dziś mocno się przyłożyć do podbiegów.
(popołudniowa aktualizacja: podbiegi wykonane na 110%, wyrzutów sumienia już nie ma)
Pierwsze koty za płoty
Tydzień zerowy za mną. Wprowadziłem się na nowo w bieganie. Było i straszno i śmieszno. I lekko i ciężko. Pierwsze wyjście
z mroku na trening było niezwykle przyjemne. Był śnieg, był
Borman,.był
Magiczny Las. Dobrze było. A później nie było śniegu,.nie było Bormana. Był las, tempo, tętno i szukanie punktu wyjściowego do pracy w kolejnych tygodniach. Punktu, który byłby jak najbardziej zbliżony do tego, co wymyślił
Wojtek.
A wymyślił, że.pierwszy zakres będę biegał o 30 sekund szybciej, niż robiłem to dotychczas. I te założenie było prawidłowe, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu. Ku temu samemu zdziwieniu dowiedziałem się też, że „nie będziemy sobie zawracać głowy drugim zakresem”. Jak.to? Maraton w 3:20 bez drugiego zakresu? Ale.nic to, ja i moje zdziwienie poddamy się temu. Tym bardziej, że noga zaczyna się poddawać temu, czego od niej oczekuję. Przebieżki w tempie maratońskim i interwały w trzecim zakresie poniżej 4 min/km wychodzą bez spinania się. Nie ma jeszcze flow i luźnej łydki, ale czuję, że szybko wrócę na poziom osiągnięty wiosną tego roku.
Panie formo kocie, idzie o cię
Dziś (w momencie publikowania tego postu) rozpoczynam pierwszy właściwy tydzień. Podbiegi już za mną. Jeszcze krótkie, jeszcze mało. Przede mną kros pasywny. Przede mną trochę pierwszego zakresu, przebieżek. Kilometraż tygodniowy będzie jeszcze niewielki. Generalnie, to cały listopad taki będzie. Dopiero od grudnia przejdę na pięć treningów w tygodniu. Ufam, że takie powolne wprowadzanie i wkręcanie się na obroty przyniesie efekty, kiedy zacznie się dłuższe, szybsze i intensywniejsze bieganie. I już się go doczekać nie mogę.
* * *
A tak z innej beczki: kilka dni temu dostałem kota w worku prezent od firmy Adidas. Urządzenie dla biegaczy Adidas miCoach Pacer. Wiem, że wielu blogerów pisało o tym sprzęcie i od tych kilku dni staram się unikać jakichkolwiek publikacji dotyczących miCoacha. W tym tygodniu przetestuję ten gadżet i podzielę się z Wami swoimi uwagami na ten temat. A domyślam się, że będzie się czym dzielić 🙂
Dla co niektórych Maniek. Biegacz, bloger oraz Słoik Roku
2014, jak został ochrzczony przez najbliższych znajomych. Kiedyś
uzależniony od cyferek, liczb, asfaltu i życiówek. Teraz uzależniony od
mapy, kompasu, kąpieli w bagnach i ran ciętych od jeżyn na nogach. A także
od ciastek, kiwi i ogórków kiszonych (ale nie na raz).
miCoach jest bardzo fajny. Także się nim teraz bawię – wygenerowałem sobie plan na 11.11.
Dla początkujących rozwiązanie prawie idealne.
Za długo nie pobiegasz z tym skoro masz sztywny plan na maraton 🙂